Nie nauczysz się języka w rok

Znasz te hasła: Schudnij w miesiąc; Wyglądaj młodziej po jednym zabiegu; Te suplementy sprawią, że poczujesz się lepiej w zaledwie kilka dni, a do tego moje ulubione: Naucz się języka w rok, a nawet w dwa miesiące! 

Kiedy można powiedzieć: znam język?

Dla mnie ‘znam język’, ‘posługuję się językiem’ jest równoznaczne z tym, że dana osoba potrafi porozumieć się w najróżniejszych życiowych sytuacjach. Znajomość kilku zwrotów, podstawowej gramatyki czy samego pisma nie jest jeszcze znajomością języka obcego. Pod pojęciem ‘znam język’ kryją się różne poziomy, bo nikt nie ustalił jeszcze, od kiedy coś znamy. W językach, którymi się posługuję nawet ciężko mówić o poziomach w stylu A1, B1 czy C2. Istnieją niby pewne przybliżenia, ale nie da się tego jednoznacznie stwierdzić. Zresztą egzaminy językowe to tylko jakiś zakres wiedzy, wymogów, w japońskim JLPT nie ma na przykład części mówionej, co pokazuje, że nie zawsze egzamin weryfikuje umiejętności. Zresztą znam sporo osób, które świetnie znają język w teorii, ale w praktyce boją się go używać. Z drugiej strony są też tacy, którzy opierają swoje zdania na google translate i jakoś się dogadują. Jednak w tym drugim przypadku mówienie o znajomości języka jest sporym naciąganiem rzeczywistości, bo tak naprawdę każdy z nas może włączyć translator i rozpocząć tłumaczenie, ale czy to świadczy o znajomości języka? Nie, zwłaszcza jeśli w tych przetłumaczonych przez maszynę zdaniach nie widzimy błędów. W moim odczuciu nie biegła, a przynajmniej dobra znajomość języka wymaga lat nauki i nie ogranicza się to powtarzania słówek, gramy, ale przede wszystkim użycia języka, poznawania danego kraju pod kątem historii, kultury, sztuki, aby wiedza językowa nie była oparta wyłącznie na zdaniach: To jest książka. To, że znasz język w jakimś stopniu, nie oznacza, że się go nauczyłeś i od teraz już nie musisz zgłębiać wiedzy. Bo co znaczy nauczyć się języka? Nauka to proces, wymaga lat, doświadczenia i tak naprawdę w moi odczuciu celem nie tyle jest nauczenie się języka, co zdobywanie wiedzy, aby ten język wykorzystać w codzienność, w pracy lub dla przyjemności, a możez miłości.


Umiem się dogadać – czy znam język?

Gdy jeżdżę na wakacje staram się uczyć języka, który obowiązuje w danym kraju. Przed wakacjami w Grecji nauczyłam się nawet pisma. Przydatne zwroty to moim zdaniem takie minimum. Owszem, angielski jest powszechny, ale warto poznać kilka słów, żeby podziękować czy powiedzieć dzień dobry. Czy taka podstawowa wiedza o greckim pozwala mi mówić, że znam ten język, że się go nauczyłam? Absolutnie nie, ja go trochę poznałam i tyle. Nie wpisałabym go na listę języków, które znam. Nie znajdzie się też na nim francuski, niemiecki, hiszpański ani rosyjski, a tych języków uczyłam się kilka lat. Było to w czasach podstawówki, gimnazjum i liceum. Umiałam coś powiedzieć, ale jak zaczęłam studia, te języki odeszły na drugi plan i w tym momencie kojarzę tylko podstawy. Bo nauka to proces, nie powtarzasz – zapominasz. Nie znam jeszcze osoby, która nauczyłaby się języka, potem go zostawiła i po kilku latach nadal posługiwała się nim bez problemu.

Szybko nie znaczy dobrze

Wszystko chcemy zrobić szybko – pracę w godzinę, mimo że powinna zająć 10 godzin, schudnąć w tydzień, maksymalnie dwa, chociaż zdrowe odchudzanie powinno zająć np. od 2 do 5 miesięcy. Chcemy też uczyć się na dzień przed egzaminem i dostać 5 bez wkładu pracy. Owszem, czasem się da, ale w wielu przypadkach droga na skróty donikąd nie prowadzi. Tak samo jest z nauką języka. Słyszałam historie osób, które miały w rok nauczyć się języka, ale nigdzie nie było wzmianki o poziomie, jaki te osoby osiągnęły. Były też takie historie, gdzie ludzie twierdzący „możesz nauczyć się języka nawet w pół roku” nie nadmieniali, że oprócz nauki nie obchodziło ich dosłownie nic. Jeśli przez rok zapomnisz o pracy, przyjemnościach i innych tematach, możesz opanować sporo materiału. Tu pojawi się pytanie: Ale kto ma takie możliwości? Cóż, są takie osoby, które nie mając obowiązków mogą siedzieć i się uczyć. Kolejne pytanie: Czy taka nauka przełoży się na wiedzę, umiejętność komunikowania się. Hm… szczerze powiedziawszy wątpię. Owszem wiele zależy od środowiska. Jeśli przeprowadzimy się do kraju, którego język poznajemy, codziennie oprócz nauki własnej, będziemy używać języka w sklepie, między znajomymi, to opanujemy go szybciej, co nie oznacza, że będziemy go znać perfekcyjnie, może zapomnieć o nauce i spojać śmietankę. Wielu Polaków nie zna dobrze polszczyzny, w rozmowach źle odmieniamy rzeczowniki, wiele osób mówi ‘om’ zamiast ‘ą’, więc tym bardziej w obcym języku te błędy będą. Czy to źle? Każdy popełnia błędy i to jest normalne. Gdy ostatnio sięgnęłam do swojej magisterki, to śmiałam się z moich własnych błędów, a praca była po polsku. Nawet native uczy się języka całe życie, więc osiągnięcie poziomu C2 nie oznacza – teraz już wiem wszystko.


Język to nie tylko gramatyka i słownictwo

Wiele osób po filologii zauważa, że po wyjeździe do kraju, którego język zgłębiali czy w kontaktach z obcokrajowcami odkrywają, jak wiele muszą się jeszcze nauczyć. Ja uważam tak samo. Pamiętam studia w Wietnamie, pojechałam tam na 5 roku, więc już sporo wiedziałam i jakie było moje zaskoczenie, że „Przepraszam” to słowo, którego w sumie się nie używa. Dopiero na miejscu dowiedziałam się, jak wołać obsługę w knajpie. Nauczyłam się kilku innych wersji słowa, które niby znałam. W przypadku japońskiego ciągle uczę się nowości, bo ten język zmienia się bardzo szybko, jest dużo slangu, którego na studiach nie poznałam, a podejście do gramatyki też w języku mówionym jest inne niż w pisanym. W tajskim przekonałam się, że do mówienia gramatyka jest zbędna i przydałby się dobrze przygotowany słownik skrótów. Do tego wszystkiego dochodzą różnice dialektowe czy aspekty kulturowe. Na Facebooku pod moim wpisem „Ty w japońskim” pojawiły się komentarze osób mieszkających w Japonii, że w ich regionie wyrażenie, które uchodzi za nieeleganckie, nie jest tak rozumiane. Tej wiedzy nie przyswoimy w rok, nie przyswoimy w 5 lat w czasie studiów, potrzeba czasu i doświadczenia, i jak widać rozmów z innymi osobami.

Nauczyciel i tłumacz nie jest alfą i omegą

Uczniowie odbierają czasem nauczycieli w kategorii „On/ona wie wszystko”, a to nie jest prawda. Nie wiemy wszystkiego, sami się uczymy. Wiemy dużo, bo to nasza praca, ale nie jesteśmy skończonym słownikiem, do którego czegoś nie można dopisać. Pamiętam zajęcia japońskiego na studiach, gdy wykładowców pytaliśmy o wyrazy, znaki. Na pierwszym roku pojawiło się słowo wieloryb i Japonka, sięgnęła po swój denshi-jisho. Pomyślałam: Nie wie, jak to możliwe? To był pierwszy rok, też idealizowałam temat. Potem wyjmowanie słownika mnie nie dziwiło. Nauczyciel nie wie wszystkiego, zwłaszcza gdy obszar pytań wykracza poza wiedzę powszechną. Kiedyś dostałam od uczennicy pytanie, jakie jest określenie na jakieś żyjątko, potem był chyba zmywak (gąbeczka do mycia naczyń) i klops, bo takich słówek się nie uczyłam. Wiele osób zauważa, że nauka języka obcego na kursie czy w czasie studiów często sprowadza nas na pole 'nieżyciowe', a gdy danego języka używamy w domu, a nie poza nim, to nie potrafimy poruszyć innych tematów. Tu nasuwa się przykład dzieci dwujęzycznych rodzin np. z USA. Większość dzieci polskich rodzin uczęszcza w USA do polskich szkół, gdzie uczą się języka, historii, kultury Polski. Ogromna część po skończeniu takiej szkoły porzuca naukę języka polskiego, pozostaje on tylko użytkowym w domu, przez co rozmowa na inne tematy niż te związane z codziennością jest dla tych osób trudna. Pamiętam opowieści starszych roczników z filologii wietnamskiej o słownictwie codziennym, jak poduszka, koc itd. Takich słówek uczy się gdzieś na początku nauki, a potem, gdy pojawia się więcej zagadnień fachowych, umykają. Znasz określenia wszystkich części mowy, trudnych aspektów językowych, a nie wiesz, jak powiedzieć poduszka? Tak, to jest możliwe, zwłaszcza na filologii!'


Język się zmienia

Wracając do kwestii nauczycieli. Lektor ma prawo czegoś nie wiedzieć i jednocześnie trzeba mieć świadomość, że musi cały czas poszerzać wiedzę, bo język się zmienia. Nasz współczesny język bardzo różni się od tego sprzed 100 lat, a ten, którym będą się posługiwać ludzie za 25 czy 50 lat będzie jeszcze inny i trzeba ciągle podążać za zmianami. Instytucje zajmujące się językiem w różnych krajach przeprowadzają reformy, uproszczanie pisma, systematyzowanie pewnych kwestii, które się zmieniają. W tajskim z użycia eliminuje się pewne znaki, mimo że w alfabecie wciąż istnieją. W wietnamskim czy japońskim wyrazy sino też często są zastępowane bardziej nowoczesnymi formami.

Myślisz, że tłumacz siada i tłumaczy tekst w pięć minut? Jeśli ciągle zajmuje się jedną tematyką, owszem, praca przebiega sprawniej, bo ma swój słowniczek pojęć, ale zwykle tłumaczenia to proces, wyszukiwanie fachowego słownictwa i nierzadko odbijanie się od ściany.

Poliglota – kto to taki?

Na Instagramie wspomniałam o Krebsie, pisałam o nim artykuł 5 lat temu – możesz go znaleźć tutaj. Podobno znał biegle 68 języków, a uczył się 120. Szok i niedowierzanie. W sumie brzmi to abstrakcyjne, już 10 języków to wielkie WOW, a ponad 60? Trudno zweryfikować jego wiedzę, skoro nie żyje już wiele lat. W ówczesnym świecie pojmowanie znajomości języka też mogło być inne. Jednocześnie badania dowiodły, że miał zmiany w mózgu i mógł mieć specjalne predyspozycje (i podobno ta liczba nie jest zakłamana). Krebs był wybitny, tak twierdzi wiele osób, ale co z obecnymi poliglotami z sieci? 

Nie brakuje w Internecie twórców lub po prostu użytkowników różnych aplikacji, którzy twierdzą, że nauczyli się 10, 15 a czasem nawet 20 języków, niekiedy mając zaledwie 20 lat. Po moim stories na Instagramie dostałam sporo odpowiedzi z powątpiewaniami w realność tych umiejętności. Wielu udzielających się w sieci osób nie zweryfikujemy, więc w sumie każdy z nas może napisać – znam 10 języków i w ten sposób zarabiać, bo to przyciąga uwagę. Sporo twórców uważa, że zna język, bo umie obsłużyć google translate i tak wymodulować głos, że coś brzmi prawie jak oryginał, ale jeśli ich trochę posłuchamy i wiemy cokolwiek o danych językach, to szybko wyłapiemy, że ta wiedza opiera się na translatorach i jest bardzo podstawowa. Oczywiście nie generalizujmy, różne są osoby, niektórzy faktycznie sporo wiedzą, ale ogromna część tylko kreuje się na znawców tematu. Po co to robią? Dla sławy, pieniędzy, odbiorców. Nierealność social mediów odnosi się nie tylko do ładnych fotek, ale także kreowania życia i jak się okazuje wiedzy, której nie mamy. Jeśli taki twórca ma załóżmy 100 000 odbiorców na Youtube i współprace, to czy inwestycja w doradcę językowego, który przygotuje mu treść i nauczy wymowy jest taka duża? Nie jest, to grosze przy tym, co można zyskać. Twórcy internetowi nie tylko kreują się na bogaczy, którzy spędzają czas na Malediwach, a tak naprawdę fotki przerabiają w Photoshopie. Są też tacy, którzy robią to z językiem, a to znowu wpędza osoby uczące się języka w poczucie beznadziejności. Mi nie idzie, jak to możliwe – też tak myślisz, jak oglądasz osobę, która mówi: Znam 15 języków? Biorąc pod uwagę standardy niektórych internetowych poliglotów, ja też „znam” około 50 języków. Na tym blogu znajdziesz przydatne zwroty z różnych języków (hebrajskim, hindi i wielu innych), których ja nie znam. Robiłam też zestawienia słówek np. górnik czy miłość w językach obcych. Czy ja znam te 50 języków. Absolutnie nie!


Nie porównuj się z innymi

Nie mówię, że nie ma osób o super zdolnościach, które szybko osiągną zaawansowany poziom języka w krótkim czasie. Jest wiele czynników, które o tym decydują. Zacznijmy od samego języka obcego. Jeśli Polak chce się uczyć słowackiego czy czeskiego, to jego nauka będzie przebiegała szybciej niż nauka angielskiego lub niemieckiego, co wynika ze spokrewnienia języków. Sama mam za sobą przygodę z czeskim i jego przyswajanie szło mi szybko, trzeba tylko zapamiętać pewne różnice w znaczeniu słów i w gramatyce. Sam język też ma znaczenie i nasze predyspozycje do jego nauki. Ja uczyłam się 2 języków tonalnych i tony szły mi sprawnie, tak jak wymowa dźwięków, których u nas nie ma, ale znam osoby, które mimo ćwiczeń nie mogą tych tonów wyćwiczyć. To samo działa w drugą stronę. Miałam wspaniałą wykładowczynię, która niestety zmarła w czasie moich studiów. Była sinologiem, posługiwała się wietnamskim, miała szeroką wiedzę kulturowo-historyczną i opowiadała nam kiedyś, jak bardzo chciała uczyć się francuskiego. To było jej marzenie. Nie mogła jednak za nic go zrozumieć i strasznie ją męczył, więc wybrała sinologię, a przecież chiński uchodzi za najtrudniejszy język świata.

Efektywność nauki zależy od tego, ile czasu możemy poświęcić na poznawanie nowych rzeczy. Jeśli uważasz, że godzina raz w tygodniu wystarczy na opanowanie języka, to powiem, że słabo to widzę. Zapewniam też, że nałożenie magicznych okularów czy słuchawek i spanie w nich, tak jak zeszyt pod poduszką nie dadzą efektów. Cudowna aplikacja też nie zdziała cudów. Na język musisz się otworzyć, musisz się nim otoczyć, jedna godzina z lektorem to za mało. Niestety sporo osób uważa, że to wystarczy, żeby posługiwać się językiem. Jako lektor zapewniam, że to nie wystarczy. Nie każdy ma czas, żeby spędzać kilkanaście godzin tygodniowo nad językiem, co jest zrozumiałem. Praca, inna nauka, odpoczynek, domowe obowiązki mają na to wpływ. Każdy ma inne tempo i nie można porównywać się z inną osobą. Nie porównuj się do koleżanki, która świetnie rozumie gramatykę w angielskim, a Ty w ogóle nie możesz jej przyswoić. Nie martw się, że nie rozumiesz, może potrzebujesz więcej czasu? Może źle trafiłeś? Ja nudziłam się na lekcjach języka niemieckiego czy francuskiego, dopiero języki azjatyckie mnie zaciekawiły. Angielski jest dla Ciebie trudny? Angielski to trudny gramatycznie język, więc może pora na wietnamski? Wiem, tony przerażają, a co jeśli masz do nich predyspozycje?

Nauka języka przez dziecko

Dziecko, gdy się rodzi nie umie mówić, przez pierwszy rok życia też nie nabywa tej umiejętności, kolejny rok to rozwój mowy, ale każdy maluch opanowuje mówienie w innym tempie. Niektóre dzieci w wieku dwóch lat mówią pełnymi zdaniami, inne potrzebują więcej czasu. Czasem konieczna jest pomoc logopedy. Dlaczego ja mówię tu o dzieciach? Przecież maluchy nie uczą się języka, tylko go przyswajają(fachowo mówimy o akwizycji języka). Chcę tu podkreślić tylko aspekt czasu. Dzieci mimo tego, że chłoną jak gąbka, też potrzebują czasu, tak samo dorośli. System nauki jest u dorosłego inny, nasz mózg jest już rozwinięty, co nie zmienia faktu, że tak jak dzieci potrzebujemy CZASU.

Myślę, że na tym skończę ten artykuł, bo mogłabym go pisać w nieskończoność, analizując różne przykłady z mojego studiowania, pracy jako lektor. Jeśli chcesz poznać ciekawe metody nauki języków, zapraszam Cię na spotkanie 29 marca 2021 z Pauliną @zakuwatorka i ze mną @orientalistka_wordpassion. Na webinarze będziemy rozmawiać o tym, jak uczyć się języków obcych. Nie oferujemy śliwek na gruszcze (czy jakoś tak), ale zapewniamy, że wyciągniesz z tego spotkania sporo przydatnej wiedzy o nauce. I może nie potrwa ona miesiąc czy rok, ale powozili Ci poznać język i kraj, w którym się go używa z różnych perspektyw. Pamiętaj, człowiek uczy się całe życie!


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty